Pierwszy raz Anna Garwolińska wybrała się do Club Med. w 1992 r. W Polsce był on wtedy zupełnie nieznaną formą wypoczynku, a w samej wiosce klubowej na Dżerbie w Tunezji była pierwszą Polką co zostało szybko zauważone. Siedem dni na Dżerbie pozwoliły zregenerować siły i dojść do siebie.
To było ważne, bo praca doradcy ministra dawała się we znaki i nieraz ją wykańczała. To co mi się od razu spodobało wspomina Ania to duża dawka kultury i świat bez barier dobrze sytuowanych ludzi, którzy chodzili tak samo jak ja w bawełnie, nie mówili o swojej pracy i byli na absolutnym luzie. Nikt nikomu nic nie narzucał, jeżeli już to promienny uśmiech, gest przywitania. Pomyślała wtedy że ten miły i nie narzucający sposób w jaki się nią tutaj zajmują pozwala jej szybko naładować akumulatory. Była po Szkole Filmowej więc przykładała wagę do estetyki. W Club Med wszystko wokół było piękne, zadbane. Dbałość o otoczenie, dbałość o gości i to już w pierwszym momencie gdy się ląduje na lotnisku. Anna Garwolińska ma dzisiaj własną firmę public relations i public affairs, która na rynku według, rankingu dziennikarzy zajmuje piątą pozycję. Tak jak dawniej bardzo dużo i kreatywnie pracuje i co jakiś czas, przynajmniej dwa razy w roku musi oderwać się od pracy, od spraw, telefonów i od narzeczonego. On nie jest tak jak ona zapracowany i rozumie te jej odloty. W restauracji gdzie umówiłyśmy się o 13 Ania jadła pierwsze śniadanie, dwa dni później wsiadła do samolotu i poleciała do Club Med na Dominikanie.
Czy znasz już wszystkie kluby, zapytałam?
Azjatyckie na pewno, to są zresztą moje najbardziej ukochane klubowe wioski. Spokojniejsze niż europejskie, z większym nastawieniem na wypoczynek rodzinny i ze zdecydowanie większym nastawieniem na angielski, który lubię. Od połowy zeszłego roku mówi Anna funkcjonuje nowa wioska w Japonii. Pewnie za rok gdy znów się spotkamy w jakimś barze będzie się szykowała by ją poznać. Jest amatorką japońskiej kuchni, szczególnie sushi. W Warszawie lubi odkrywać kolejne knajpki japońskie. Jednak wypoczynek Anny to nie tylko Club Med. Przynajmniej raz w roku wyjeżdża latem z narzeczonym, w urlopach zimowych nie gustuje, a gdy chce być tylko Anią to wybiera Club Mediteranee. Tam jest otoczona podobnymi jak ona ludźmi, robi co chce, dużo czyta, opala się, pływa. Lubi narty wodne, katamaran, latanie na trapezie. Podoba jej się to, że najmłodszy uczestnik tego sportu ma kilka lat, a najstarszy ponad 70. Kocha tańczyć do białego rana, dawka szaleństwa mówi Ania, jestem za.
Na Bali poznała Australijczyków. Gdy się rozstawali to nawet nie wymienili adresów. Minął rok w następnym klubie znów wpadliśmy na siebie – śmieje się Ania. Tym razem nie obeszło się bez wymiany wizytówek. Anna Garwolińska jest kobietą zadbaną, ma swój styl. Poza frutti di mare, warzywami i owocami przepada za sobotnio-niedzielnymi śniadaniami przyrządzanymi wspólnie z narzeczonym, to wszystko na co może sobie pozwolić jeśli chodzi o gotowanie. Praca jest moim hobby, stwierdza choć nie jestem pracocholiczką. W ciągu roku muszę bywać na 100, 150 imprezach i przychodzi moment, że ma ich dość. Znów zatem pakuje walizki co zajmuje mniej więcej kwadrans i odwiedza kolejny klub, choć chętnie wraca do tych samych. Jestem szczęśliwym człowiekiem, mówi o sobie. Sama decyduje o życiu i spełnia swoje marzenia.