Na czym polega fenomen Club Med?
W 1950r, grupa przyjaciół olimpijczyków, zmęczona wszechobecnymi zgliszczami II wojny światowej zorganizowała dla siebie i swoich znajomych wakacje na Majorce. Namioty z demobilu posłużyły za sypialnie, jadano pod gołym niebem na drewnianych ławach a goście musieli zmywać sami po sobie. Pomysł chwycił i coraz więcej znajomych i nieznajomych chciało spędzić wakacje blisko natury, w gronie roześmianych ludzi, grając w piłkę, pływając, wspólnie się bawiąc.
Pomysłodawcą wakacji był Gérard Blitz, trzydziestodwuletni wtedy mężczyzna, z zawodu szlifierz diamentów, z zamiłowania sportowiec reprezentujący Belgię w drużynie piłki wodnej (water polo) na olimpiadzie. W momencie wypowiedzenia wojny, Blitz który był z pochodzenia Żydem, mógł wybierać pomiędzy ucieczką a życiem w ukryciu. Wybrał to drugie rozwiązanie. Przez trzy lata działał w belgijskim ruchu oporu, za co otrzymał sześć odznaczeń, w tym między innymi Krzyż Wojenny.
Po wojnie Europa stała się dobrowolnym więzieniem. W szarych i zimnych murach Paryża, otoczony zegarami i srebrem, przytłoczony wymaganiami handlu, Blitz marzył o wakacjach na łonie natury, gdzieś, “gdzie niebo jest zawsze niebieskie a woda krystaliczna”, chciał stworzyć miejsce, gdzie ludzie mogliby się spotkać by uprawiać sporty, wspólnie bawić się i cieszyć życiem. Po wakacjach spędzonych na Korsyce, na odludziu, Blitza opanowała prawdziwa pasja. Postanowił zorganizować wioski wakacyjne, w dziewiczych, pięknych miejscach nad morzem Śródziemnym. Nie wiedział, że tworzy nowy styl życia. Nadał mu symbol Trójzębu Neptuna wyłaniającego się z morskich fal.
To, czego potrzebujemy, to wolność, przestrzeń i światło
Blitz uważał, że ludzie nie mają świadomości swych przyzwyczajeń, które ograniczają ich zdolności witalne.Są więźniami sposobu życia, rutyny, w którym nie ma miejsca na wolność, gdzie nie istnieje żadna możliwość nawiązania prawdziwych stosunków międzyludzkich.
” Mamy dosyć otaczających nas szarych murów. Potrzebujemy przestrzeni, wolności, pejzaży, które nie są skażone przez ludzkie działanie. Potrzebujemy morza i piasku, gór i śniegu”- głosił.
Podkreślał znaczenie światła dla rozwoju i kreatywności człowieka. W krajach gdzie niebo jest ciągle szare, radość życia i zdolność do inwencji są niskie.Istnieje pewna specyficzna zaleta w świetle basenu Morza Śródziemnego. Przytaczał przykład Grecji czy Jerozolimy, jako miejsc, gdzie dokonywały się przełomy w cywilizacji. Blitz nie zapomniał też o zdradliwej władzy, jaką posiada pieniądz nad życiem ludzkim. Jego organizacja – Club Méditerranée – składająca się z grupy amatorów, została zarejestrowana, jako stowarzyszenie niezarobkowe (non profit). Oferowała pełną wolność wyboru wszelkich atrakcji – sportu, jedzenia, zabawy itp. Rezultatem była wyjątkowa swoboda panująca w wioskach Club Medu, gdzie pieniądz był potępiony i gdzie wszystko było darmowe (jedynym wyjątkiem od tej reguły były napoje alkoholowe, za które należało płacić koralikami, kupionymi wcześniej w butiku Club Med). Wraz z rezygnacją z pieniądza, zniknęły również wszystkie ułatwienia właściwe społeczeństwom uprzemysłowionym.Club Méditerranée w swych pierwszych dniach, nie miał prądu ani bieżącej wody, ani połączenia ze światem zewnętrznym (tel., TV). Brak komfortu to również jeden z aspektów proponowanej formuły. Brak pieniędzy, brak ścian, brak granic, sprawiały że samopoczucie stawało się niesamowicie dobre, a wtedy ludzie mogli porozumiewać się ze sobą z głębi serca.
” Uczestniczyliśmy w nadzwyczajnych wymianach pomiędzy bardzo różnymi osobami, starszymi i młodymi, bogatymi i biednymi. Znikły wszystkie bariery społeczne. Było bosko! “– tak opisywali ClubMed pierwsi goście.
Blitz nie wyobrażał sobie rozmiaru rynku, który jego projekt otworzył. Co bardziej zadziwiające, to fakt iż klub przyciągnął natychmiast wielką liczbę zamożnych Francuzów. Jedyną formą reklamy Club Med przez ponad 10 lat były trzy artykuły, które opublikowano w “Equipe”. Blitz, jako znany sportowiec, postanowił spotkać się z wydawcą czasopisma i poprosić go o zamieszczenie informacji o nowym sposobie spędzania wakacji. Wkrótce potem zmuszony był odmówić wielu setkom kandydatów, gdyż jego pierwsza wioska na Majorce już od dawna przekroczyła swą maksymalną „pojemność”.
Szukając taniego rozwiązania budowy następnych wiosek (tak do dziś nazywają się kluby, gdyż są to ogrodzone,w pełni wystarczające samodzielne osady), Blitz poznał Izraelczyka Gilberta Trigano, dostawcę armii amerykańskiej. Od czasów wojny, we Francji istniały miliony namiotów. W ciągu czterech lat Gilbert stał się kimś więcej niż tylko zwykłym dostawcą namiotów do Club Med. Żywił nieukrywaną pasję i miłość do klubu, która równała się pasji Blitza. Zawiązała się miedzy nimi nie tylko przyjaźń, ale również doskonale uzupełniali się w interesach. Wkrótce Trigano objął pieczę nad klubem i rozpoczął swój wieloletni marsz do sukcesu.On, a potem jego syn Serge Trigano, byli dyrektorami generalnymi Klubu przez 43 lata.
GO – Gentle Organizer czyli miły organizator
Jednym z pierwszych ich pomysłów było stworzenie wizerunku GO (skrót od gentle organizer, czyli miły organizator). Przymiotnik “miły” określa także klientów – GM – mili goście. Do dziś GO’s stanowią kwintesencję Club Med, najtrudniejszy do skopiowania przez konkurencję element konceptu Club Med. GO’s tworzą zespół młodych, utalentowanych gospodarzy wioski, w której pełnią różne funkcje: są instruktorami sportu, opiekunami dzieci w Mini Klubach, hostessami, pracują w recepcji bądź w butiku a wieczorem wspólnie występują w show – rewii, kabarecie i bawią gości. Pochodzą z całego świata i poza znajomością obcych języków muszą być międzynarodowi, zainteresowani poznawaniem innych narodowości i kultur. GO’s zmieniają, co sezon wioskę, przemieszczając się po całym świecie. Najważniejsze cechy GO to łatwość w nawiązywaniu kontaktów i szacunek dla innych. Klub nie narzuca sztywnych reguł zachowania ani rygoru, ale po każdym sezonie odrzuca tych, którzy nie wykazali się naturalną uprzejmością, spontanicznością oraz chęcią bycia pomocnym gościom i umiejętnością wyczucia ich potrzeb. Ich celem ma być to, by goście dobrze się czuli i spędzili fantastyczne wakacje. Dziś ich rola jest bardziej stonowana, ale nadal są gospodarzami a nie służącym personelem, jadają z gośćmi, wspólnie z nimi tańczą.
Ciągle w ruchu, co roku odmłodzeni dzięki nowym twarzom, które przybywają, zawsze młodzi, zawsze piękni, Mili Organizatorzy stanowią źródło energii witalnej, która nie pozwala, Club Medowi pozostać w miejscu i zasnąć na słońcu.
Poza tym, założyciele ustanowili cztery podstawowe zasady, osławione cztery tabu, które stworzyły legendę klubu:
• nieużywanie pieniądza
• niestosowanie zwrotów “Pan”, “Pani” (zasada ze wszyscy są na “ty”)
• niezamykanie drzwi na klucz (dziś są już klucze elektroniczne)
• nieizolowanie się, jadano przy 8-osobowych stołach (dziś można zjeść intymną kolacje w 2 osoby lub zamówić stolik na dowolną liczbę przyjaciół)
• nienoszenia ubrań – tylko strój kąpielowy oraz pareo (dziś podczas kolacji częściej widać stroje Prady, Hermes czy Gucci niż dawny sportowy styl, nadal jednak panuje luz i atmosfera sportowej elegancji).
Ci, których przerósł sukces
W roku 1954 Blitz zdał sobie sprawę z faktu, iż utracił kontrolę nad zarządzaniem interesami, które w ciągu czterechlat urosły do czterech osad, z liczbą klientów przekraczającą 10 000 członków klubu. Spotykali się regularnie na placu de la Bourse w Paryżu, niedaleko biura Club Med, powodując olbrzymie korki. Zajmowali chodniki i rozmawiali o swych przyszłych wakacjach. Po czterech latach pracy Blitz nawet nie wiedział, czy zarabia na tym pieniądze. Płacił rachunki, lecz nie prowadził żadnej księgowości przez wzgląd na fakt, że stowarzyszenia o charakterze niezarobkowym są zwolnione z podatków.
Właściwie dla Gérarda Blitza oraz Gilberta Trigano pieniądz nie miał żadnego znaczenia aż do końca sezonu 1962, kiedy to spółkę dotknął poważny kryzys finansowy. Nie było pieniędzy nawet na zapłacenie rachunków! Sytuacja była bardzo dziwna. W roku 1962 Club Med stał się prawdziwym przedmiotem kultu. Ponad 70 000 członków, wśród nich wielu przedstawicieli rożnych elit, także finansowych, spędzających wakacje w dwunastu wioskach, rozproszonych nad brzegiem Morza Śródziemnego, w bardzo prymitywnych warunkach (słomiane chaty bez łazienek), ubranych w pareo, coraz bardziej uzależnionych od panującej tam sielskiej atmosfery. Blitz i Trigano musieli odrzucić ponad 100 000 następnych chętnych. Kult ten dosłownie wybuchł na skutek 13-stronicowego fotoreportażu, który ukazał się w czasopiśmie “Life”.Gazeta przedstawiła Club jako najnowszy pomysł na spędzanie wakacji od czasów rejsów Kleopatry po Nilu. Po artykule tym pojawił się inny, opublikowany w “Reader’s Digest”. Do biura na placu de Bourse w Paryżu napływały listy, około 2000 dziennie.
– Nie posiadaliśmy nawet – mówi Blitz – maszyny do pisania, ani telexu, ani telefonu. Od samego początku była to przygoda. Co roku otwieraliśmy nowy klub. Z jednej strony, rozwinęliśmy olbrzymi, potencjalny rynek, z drugiej zaś stanęliśmy w obliczu całkowitego braku kontroli działania!
Club Med dusił się pod ciężarem swego własnego sukcesu.
Historyczne spotkanie
Szukając miejsca na nową wioskę na Tahiti Blitz otrzymał telegram od Gilberta, który oznajmiał mu wyniki rozliczeń finansowych. Brakowało im miliarda franków, nie można było zapłacić rachunków z roku poprzedniego. “Odrzuciliśmy ponad 100 000 kandydatur a straciliśmy pieniądze!”
Należało znaleźć dość ryzykownego człowieka interesu, który wyciągnąłby z długów Club Méditerranée i znalazł środki finansowe na przeprowadzenie wiarygodnej restrukturyzacji. Blitz wiedział, iż jeden z fanów Club Medu posiada jedną z największych fortun rodzinnych, w każdym razie najznaczniejszą w świecie zachodnim. Tym człowiekiem był Edmond de Rothschild, lat 38, który spędzał często wakacje w wiosce Clubu Med w Izraelu. Gerard Blitz pojechał spotkać się z Edmondem de Rothschild. Nie było to zbyt trudne, gdyż w osobie Rothschilda Klub posiadał prawdziwego fana. Podobnie jak wielu innych Europejczyków, zestresowanych przeciwnościami życia codziennego, zmęczonych jednolitością kultury masowej, odnajdywał w prymitywnych warunkach życia, jakie panowały w Klubie, wyzwolenie cielesne i duchowe.
Rothschild miał duże pieniądze, ale nie miał perspektyw. Miał kuzynów w branży minerałów
w Nowej Kaledonii, innych siedzących na ropie.
– Wytłumaczyłem mu – opowiada Blitz – że wakacje przybrały na znaczeniu. Stworzyliśmy koncept i opanowaliśmy rynek. Club Med jest dla wakacji tym czym Kodak dla fotografii. Byliśmy przytłoczeni popytem, odrzuciliśmy tysiące kandydatur i straciliśmy miliard franków.
– Powiedziałem mu również: “jeśli chce Pan wejść do tego interesu, kosztować to Pana będzie miliard franków.”
Księgowi Rothschilda robili, co było w ich mocy, aby uporządkować chaotyczne finanse Klubu, w celu oszacowania potencjalnych możliwości tego “klubu amatorów”. Po dwóch miesiącach oczekiwania, Rothschild oznajmił: “Zgoda. Wchodzę do interesu”. W ten sposób Club Med zrodził się po raz wtóry. Uczestnictwo Rothschilda w przedsięwzięciu było bardzo znaczące i hojne.
Najpiękniejsze zakątki świata
W tym czasie Club Med wynajdywał piękne, dziewicze miejsca na świecie pod budowę nowych wiosek- ustronne plaże wysepek, kawałki cypli i półwyspów. W tamtych czasach ziemia była tania, chętnych do inwestowania niewielu, więc Club Med jako pierwszy mógł wybrać najlepsze lokalizacje, kupując obszerne tereny do dziś stanowiące jeden z największych atutów organizacji.
Większość klubów “przecierała” szlaki nowym destynacjom, a wiele znanych dziś kurortów wakacyjnych zaczynało swoje istnienie od wybudowania pasa startowego z inicjatywy Club Med i zamieszczeniu ich na mapach turystycznych (Np. Punta Cana na Dominikanie czy tureckie Bodrum).
Po piętnastu latach istnienia, Club Med zdecydował się wreszcie na opuszczenie chatek i namiotów i zwrócił się ku przemysłowi hotelarskiemu. Powstawały urocze kompleksy małych bungalowów utrzymanych w lokalnym stylu goszczącego kraju, tonących w kwiatach i zieleni. Każdy klub urządzony był w formie samowystarczalnej wioski, ze wszystkimi atrakcjami na miejscu: cała gama dyscyplin sportowych, otwarte, bezpłatne restauracje, Mini Cluby dla dzieci, teatr, klub nocny a także butik, lekarz, pralnia itd.
Wioski miały stanowić samowystarczalne osady, w których goście mieliby pełną wolność wyboru robienia tego, na co mają ochotę. Nowe kluby powstawały zarówno nad morzem, jak i górach. Dzisiaj na 6 kontynentach jest 80 klubów.
Amerykańska przygoda
Organizatorzy Klubu zdawali sobie sprawę, że trzeba wkroczyć na rynek amerykański, nie tylko ze względu na bogactwo kraju, lecz również z powodu przedłużenia potencjalnego czasu trwania
lata w klimacie Karaibów. W basenie Morza Śródziemnego, wioski czynne były przez cztery miesiące. Wioska na Gwadelupie czy na Martynice mogłaby działać przez cały rok.
Blitz poleciał do Stanów Zjednoczonych, aby zapolować na kapitał. Organizował wieczorki dla potencjalnych inwestorów, z dużą ilością sera i doskonałych win. Wybierał osoby, ktore znały Klub i spędzały już w nim wakacje w Europie lub w Afryce. Podczas pogawędki z kilkoma dziennikarzami zaproszonymi na jego ostatni wieczór, ktoś poprosił go o opinie na temat decyzji prezydenta Lyndona Johnsona o narzuceniu podatku na Amerykanów wyjeżdżających za granicę, co miało na celu wyrównanie rosnącego deficytu handlowego.Blitz, który potrafił z talentem wykorzystać sytuacje w momencie, gdy światła reflektorów skierowane były na niego, rzucił się na okazję (mówi się, że w Ameryce można stać się gwiazda w ciągu minuty).
– To nie zgadza się z wyobrażeniem, jakie mam o Stanach Zjednoczonych. To jest naruszenie wolności – mówił. Przyparty do muru pytaniami dziennikarzy Blitz dodał, że dążyłby raczej
do rozwoju turystyki krajowej a nie do ograniczania podroży zagranicznych.
– Ameryka jest gościnnym krajem – powiedział. – Chyba tylko w Grecji można spotkać tak serdecznych ludzi jak w Stanach Zjednoczonych. A jednak budżet na turystykę jest w waszym kraju niższy niż w Grecji!
Blitz nie mógł trafić na lepszy moment. Dał bezpośrednią odpowiedź na inicjatywę Johnsona w chwili, gdy wszyscy Amerykanie czuli się dotknięci problemem. Natychmiast został zaatakowany telefonami, w większości byli to dziennikarze, ale zadzwonił teżprezes American Express, Howard Clark.
Następnego dnia w Nowym Jorku, Blitz wystąpił w trakcie wieczornych wiadomości sieci ABC.
– Mówiłem o panu Johnsonie podczas dwóch minut, gdy tymczasem o Club Medzie – osiemnaście – mówił Blitz. Iw ten sposób zdobył sławę w USA.
Pozostający pod wrażeniem rosnącej reputacji Club Med, Clark, przejęty wizją braku aktywności
American Express, zaproponował układ z Clubem Med: utworzenie spółki z jednym z największych biur podroży w świecie w zamian za czek na trzy miliony dolarów. Czek pozwolił na utworzenie pierwszej wioski na Karaibach. Wkrótce powstały następne w Meksyku i na Antylach. I w ten sposób Club Med – ze spółki o charakterze regionalnym, w znacznej części francuskiej – przekształcił się w międzynarodową firmę, która stała się symbolem wakacji dla całego młodego pokolenia, dla którego cywilizacja rozrywek stała się prawdziwym powołaniem.Efekt: w USA Club Med szybko stał się spółką akcyjną notowaną na giełdzie, działającą przez cały rok, przynoszącą regularne zyski.
Club Med staje się międzynarodowy
– Pomysł jest uniwersalny, wymaga jedynie kilku przystosowań technicznych, aby zaspokoić potrzeby klientów z rożnych krajów. Jedynym sposobem porozumienia się w dzisiejszym świecie, jest przystosowanie się, obecność ludzi, którzy mówią tym samym językiem a także rozumieją kulturę gości. Musimy pomóc gościom pochodzącym z rożnych krajów przystosować się wzajemnie i żyć wspólnie na stopie pokojowej. Udaje nam się to osiągnąć, gdyż uświadamia im się, że nie są ani w swoim kraju, ani w żadnym obcym kraju. Przebywają w Club Med, to znaczy “gdzieś indziej ” – mówił w latach 60 – tych Cachin, sekretarz Club Med.
Uniwersalny koncept sprawił, iż liczba członków Club Méditerranée wzrosła niewyobrażalnie. W latach 60tych zwiększyła się czterokrotnie, w roku 1970 dobiła do trzystu tysięcy, w 1980 roku było to już 600 tysięcy, w latach 90-tych dojśc do 2 milionów gości rocznie! Dzięki stale otwieranym, nowym klubom udało się zaspokoić cały wakacyjny popyt do końca XXwieku.
Od kilku lat Club Med realizuje nową strategię: staje się coraz bardziej luksusowy, nastawiony na komfort i przyjemności, nie zapominając wszakże o dawnych wartościach, takich jak przyjaźń, wspólna zabawa i wspaniała atmosfera dzielenia się sobą, sport i bezinteresowny uśmiech.
Club Med stale udoskonala swoja ofertę usług (SPA, wykwintne bufety, otwarte bary, wysoce wykwalifikowani instruktorzy sportów i najnowszy sprzęt) oraz utrzymuje swoją pozycję pioniera, jako wynalazca nowych pomysłów (np. Passworld dla młodzieży). Wykorzystując swoje największe atuty – wspaniałe, przestronne lokalizacje oraz GO’s., ludzie Club Med’u stworzyli wakacyjną ofertę o najwyższym standardzie jednocześnie z sielską, przyjacielską, biesiadną atmosferą i prawdziwym luzem.