fbpx
+48 22 455 38 38
Wakacje z Club Med

Wakacje z Club Med

Radość, natura, piękno, świat bez granic. Te słowa pół wieku temu były drogowskazem założycieli Club Med, dziś innowacyjnego lidera międzynarodowych organizatorów turystyki na świecie.

Pięćdziesiąt cztery lata temu, grupa przyjaciół byłych olim­pijczyków, zorganizowata so­bie wakacje na Majorce. Za sypialnie posłużyły im namioty z demobilu ja­dali pod gołym niebem, na drew­nianych ławach, sami zmywali na­czynia. Odtąd postanowili zawsze spędzać urlop blisko natury, w gro­nie roześmianych ludzi, grając w pił­kę. pływając i wspólnie się bawiąc. Autorem tego genialnego w swej prostocie pomysłu na wakacje byt Gerard Blitz, 32-letni wówczas mężczyzna, z zawodu szlifierz diamen­tów, z zamiłowania sportowiec, reprezentujący Belgię w drużynie piłki wodnej na olimpiadzie,Blitz nie przestawał marzyć o wakacjach na łonie natury, tam, „gdzie niebo jest zawsze niebieskie, a wo­da krystaliczna”. Chciał stworzyć miejsca, w których ludzie mogliby uprawiać sporty, wspólnie się bawić i cieszyć życiem. Następny pobyt, tym razem na Korsyce, podsunął mu pomysł, by zorganizować wioski wa­kacyjne w odległych miejscowo­ściach nad morzem Śródziemnym. Tak zrodził się pomysł na Club Mediterranee.

Wolność i słońce

Gerard Blitz uważał, iż ludzie są więź­niami sposobu życia, rutyny, w której nie ma wolności ani możliwości na­wiązania prawdziwych przyjaźni. „Mamy dosyć otaczających nas sza­rych murów, tęsknimy za przestrze­nią, pejzażem nieskażonym ludzkim działaniem. Potrzebujemy morza i piasku, gór i śniegu” – powtarzał. Podkreślał znaczenie światła dla roz­woju i kreatywności człowieka. W kra­jach, gdzie niebo jest ciągle szare, radość życia i zdolność do inwencji są bardzo małe. Przytaczał przykład Grecji czy Jerozolimy, gdzie dok­nywały się przełomy w cywilizacji. Blitz nie zapomniał też o zdradliwej sile pieniędzy. Organizacja, którą za­łożył: Club Mediterranee została za­rejestrowana jako stowarzyszenie non profit. Oferowała wybór wszel­kich atrakcji: uprawianie sportów, wy­stawne bufety, zabawy itp. W wio­skach Club Med pieniądz nie istniał, goście płacili za pobyt z góry, aby na miejscu cieszyć się swobodą, mieć wrażenie, że wszystko jest za darmo. Bez portfeli, bez granic – to bardzo poprawiało samopoczucie i sprawiało, że goście klubu łatwiej nawiązywali nowe kontakty i zawiera­li przyjaźnie. „Kluby przyciągały lu­dzi o różnym statusie, młodych, star­szych, bogatych i biednych. Znikały bariery społeczne’’-mówił Blitz. Choć w ciągu pierwszych 10 lat istnienia Club Med jedyną reklamą byty trzy artykuły opublikowane w czasopiś­mie „Equipe”, oferta Blitza zaintere­sowała tysiące chętnych. Zadziwia­jący byt fakt, iż klub przyciągał też wielu zamożnych Francuzów, którzy do tej pory spędzali wakacje w luk­susowych hotelach. Blitz zaczął więc szukać możliwości budowy następ­nych osad. Gilbert Trigano, dostawca armii amerykańskiej, zaopatrywał je w namioty. Nie tylko zaprzyjaźnił się z Blitzem, ale również zaczął mu pomagać w interesach. Z czasem Trigano objął pieczę nad klubem. On, a potem jego syn Serge Triga­no byli dyrektorami generalnymi klu­bu przez 43 lata.

GO czyli miły organizator

Jednym z pierwszych pomysłów Tri­gano było powołanie GO (gentle organizers, czyli miłych organizatorów). GO są zespołem młodych, utalen­towanych gospodarzy wioski, w któ­rej pełnili różne funkcje; byli instruk­torami sportu, opiekunami dzieci w Mini Club (GO, aby rozbawić mal­ców, przebierali się i sami zamienia­li w dzieci), hostessami; pracowali w recepcji albo w butiku, a wieczo­rami urządzali występy i bawili go­ści. GO pozostali w Club Med do dziś. Pochodzą z całego świata, zna­ją kilka języków i są otwarci na ludzi innych kultur. Zawsze młodzi, za­wsze piękni, co roku zmieniają wio­skę, podróżują po całym świeeie. Do ich najważniejszych zalet należy ła­twość w nawiązywaniu kontaktów i szacunek dla innych. Klub nie na­rzuca im sztywnych reguł zachowa­nia, ale po każdym sezonie odrzuca tych, którzy nie wykazali się natural­ną uprzejmością, spontanicznością, niechętnie pomagali gościom i nie potrafili wyczuć ich potrzeb. Zada­niem GO jest bowiem sprawić, by GM (czyli mili goście) dobrze się czu­li i spędzili fantastyczne wakacje. Blitz i Trigano ustanowili cztery za­sady, znane jako cztery tabu, które stworzyły legendę klubu:

  • niekorzystanie z pieniędzy
  • niestosowanie zwrotów: pan, pani (wszyscy są na ty)
  • niezamykanie drzwi na klucz
  • nieizolowanie się. Jada się przy 8-osobowych stołach i nie nosi ubrań, poza strojami kąpielowy­mi i pareo.

Pod ciężarem sukcesu

W 1954 roku liczba członków klubu urosła do 10 tysięcy. Nic dziwnego, że powodowali olbrzymie korki na placu de la Bourse w Paryżu, nie­daleko biura Club Med, dokąd re­gularnie przyjeżdżali na spotkania. Parkowali na chodnikach i godzina­mi rozmawiali o następnych waka­cjach. Po czterech latach działal­ności Blitz nawet nie wiedział, ile zarabia. Płacił rachunki, ale nie pro­wadził żadnej księgowości. Dla Gerarda Blitza oraz Gilberta Triga­no pieniądze nie miały żadnego znaczenia, aż do sezonu w 1962 roku, kiedy to spółkę dotknął po­ważny kryzys finansowy. Zabrakło środków nawet na zapłacenie ra­chunków! Sytuacja była bardzo dziwna. Przecież w tym samym ro­ku Club Med liczył już ponad 70 tysięcy członków, był wręcz przed­miotem kultu. Jego członkowie ko­rzystali z dobrodziejstw dwunastu ośrodków, rozproszonych nad brze­giem Morza Śródziemnego.

W magazynie „Life” ukazał się trzynastostronicowy fotoreportaż, przed­stawiający Club Med jako najlepszy pomysł na spędzanie wakacji. Po­dobny tekst opublikował też „Reader’s Digest”. Do biura na placu de Bourse w Paryżu napływało około 2 tysiące listów dziennie. „Nie mieli­śmy nawet maszyny do pisania, te­leksu ani telefonu – wspominał Blitz- – To od samego początku była przygoda. Club Med zaczął się dusić pod ciężarem własnego sukcesu

Historyczne spotkanie

Szukając miejsca na nową wioskę na Tahiti, Blitz otrzymat telegram od Gil­berta z wynikami rozliczeń finansowych. Brakowało im miliarda franków, nie mogli zapłacić zalegających z po­przedniego roku rachunków. Uznali, że trzeba znaleźć kogoś, kto wyciąg­nie z długów Club Mediterranee i znajdzie środki finansowe na re­strukturyzację. Blitz postanowił spot­kać się z miliarderem Edmondem de Rothschildem, który był prawdzi­wym fanem Club Med. Księgowi Rothschilda kalkulowali przez dwa miesiące, aż w końcu poradzili: „To będzie kosztować pana miliard fran­ków, ale warto wejść do tego intere­su”. W ten sposób Blitz uratował klub.

Najpiękniejsze zakątki świata

Dzięki pomocy Rothschilda znów roz­poczęto poszukiwania pięknych dzie­wiczych miejsc, ustronnych plaż, wysepek i półwyspów pod budowę nowych wiosek. W tamtych czasach ziemia była tania, a chętnych do inwestowania niewielu.Club Med wybierał najlepsze lokalizacje, kupował obszerne tereny będące do dziś jednym z jego najwięk­szych atutów. Po piętnastu la­tach istnienia zdecydowano się na podniesienie standar­du. Chatki i namioty zamie­niono na hotele. Powstawały urocze kompleksy małych bungalowów, utrzymane w lokalnym stylu, tonące w kwia­tach i zieleni. Każdy klub posiada wszystkie możliwe atrakcje na miejscu: sprzęt oraz instruktorów najróżniej­szych dyscyplin sportowych, baseny, restauracje, bary, Mi­ni Club dla dzieci, teatr, klub nocny, butiki, pralnię itd. Wio­ski stanowiłą samowystarczalne osa­dy, by goście mogli w nich robić to, na co mają ochotę. Nowe kluby wyra­stały nad morzem i w górach. Dziś na sześciu kontynentach jest ich 90.

Amerykańska przygoda

W basenie Morza Śródziemne­go wioski Club Med mogły gościć turystów przez cztery miesiące. Tymczasem wioska na Gwade­lupie lub na Martynice mogłaby działać przez cały rok, doszli do wniosku organizatorzy i postanowi­li wkroczyć na rynek amerykański. Blitz poleciał do Stanów Zjednoczo­nych. Tam poznał prezesa Ameri­can Express Howarda Clarka, któ­ry pod wrażeniem reputacji, jaką cieszył się Club Med, zapropono­wał Blitzowi utworzenie spółki w za­mian za czek na trzy miliony dola­rów. Umowa z Clarkiem pozwoliła na założenie pierwszej wioski na Karaibach; wkrótce powstały na­stępne w Meksyku i na Antylach. Club Med z francuskiej spółki prze­kształcił się w międzynarodową firmę, działającą przez cały rok i przynoszącą regularne zyski.

Kolacja w stroju Versace

Dziś niektóre wioski Club Med są równie luksusowe jak pięciogwiazd­kowe hotele. Kiedyś w klubie nie wypadało mieć na sobie innego stroju, niż kostium kąpielowy i pareo, dziś goście noszą najmodniejsze stroje sportowe; wieczorami w restaura­cjach i barach można podziwiać naj­nowsze kreacje od Gucciego, Pra-
dy czy Versace. Wielu GM (mitych gości) obawia się, że wraz ze zniknię­ciem starej dobrej niewygody duch wspólnoty, który łączył ludzi spędza­jących razem czas i który świadczył o wyjątkowości Club Med, również zaniknie. Nie ma obawy. Nawet jeśli do klubów przyjeżdża dziś więcej dyrektorów niż hipisów, to fakt ten dowodzi jedynie zmiany czasów. – Club Med nie powstał jako docho­dowa inwestycja jakiegoś biznes­mena ani nie naśladował żadnej wcześniej znanej formy wakacji. Przeciwnie. Byt pionierem, wypro­mował wiele nowych pomysłów na wakacje (m.in. formułę all inclusive, Mini Club dla dzieci) odpowiadają­cych potrzebom tamtych czasów. Je­go sukces polegał po prostu na tym, że ludzie wspaniale się czuli w miej­scach, do których przyjeżdżali.

Club Med się zmienia

Club Med jest dziś jedynym zna­nym na wszystkich kontynentach międzynarodowym organizatorem wakacji. Z jego nowatorskich po­mysłów korzystają firmy na całym świecie. Pewien amerykański mi­lioner, zresztą jeden z fanów Club Med, postanowił stworzyć włas­ny, lepszy klub „all inclusive”. Za­łożył na Karaibach luksusową sieć Sandals. Mimo skopiowania nie­których elementów oferty Club Med, nie odniósł sukcesu, na jaki liczył. Sandals trafia wyłącznie w gusty amerykańskie.

Club Med stale dostosowuje swoją ofertę do zmieniającego się świata. Fakt rosnącej tańszej konkurencji przejmującej pomysły i klientów nie zmienił jego idei. Przebogate bu­fety, wystawne kolacje oraz oferta kilkudziesięciu dyscyplin sporto­wych nadal przyciągają wielu chęt­nych. Dziś turyści oczekują wyż­szego standardu, coraz częściej wybierają krótsze, ale droższe wa­kacje w odległych zakątkach. Chcą mieć w pigułce wszystko: naturę, kulturę, atrakcje. Więc wioski Club Med stają się coraz elegantsze. W pokojach pojawiły się telefony, TV, sejfy, buduje się sale multime­dialne, restauracje serwują dania a la carte.

Jaka będzie przyszłość Club Med? Czy będzie istnieć przez następne 50 lat, czy pozostanie liderem, tym który wprowadza w życie nowe po­mysły kopiowane przez innych? Największą siłą Club Med byli i są ludzie, którzy przez wiele lat go tworzyli, utożsamiali się z nim. Dla których klub był pasją i treścią życia. Swym optymizmem zarazili tysiące młodych marzycieli, a oni z czasem stali się częścią tej sie­lanki.