Radość, natura, piękno, świat bez granic. Te słowa pół wieku temu były drogowskazem założycieli Club Med, dziś innowacyjnego lidera międzynarodowych organizatorów turystyki na świecie.
Pięćdziesiąt cztery lata temu, grupa przyjaciół byłych olimpijczyków, zorganizowata sobie wakacje na Majorce. Za sypialnie posłużyły im namioty z demobilu jadali pod gołym niebem, na drewnianych ławach, sami zmywali naczynia. Odtąd postanowili zawsze spędzać urlop blisko natury, w gronie roześmianych ludzi, grając w piłkę. pływając i wspólnie się bawiąc. Autorem tego genialnego w swej prostocie pomysłu na wakacje byt Gerard Blitz, 32-letni wówczas mężczyzna, z zawodu szlifierz diamentów, z zamiłowania sportowiec, reprezentujący Belgię w drużynie piłki wodnej na olimpiadzie,Blitz nie przestawał marzyć o wakacjach na łonie natury, tam, „gdzie niebo jest zawsze niebieskie, a woda krystaliczna”. Chciał stworzyć miejsca, w których ludzie mogliby uprawiać sporty, wspólnie się bawić i cieszyć życiem. Następny pobyt, tym razem na Korsyce, podsunął mu pomysł, by zorganizować wioski wakacyjne w odległych miejscowościach nad morzem Śródziemnym. Tak zrodził się pomysł na Club Mediterranee.
Wolność i słońce
Gerard Blitz uważał, iż ludzie są więźniami sposobu życia, rutyny, w której nie ma wolności ani możliwości nawiązania prawdziwych przyjaźni. „Mamy dosyć otaczających nas szarych murów, tęsknimy za przestrzenią, pejzażem nieskażonym ludzkim działaniem. Potrzebujemy morza i piasku, gór i śniegu” – powtarzał. Podkreślał znaczenie światła dla rozwoju i kreatywności człowieka. W krajach, gdzie niebo jest ciągle szare, radość życia i zdolność do inwencji są bardzo małe. Przytaczał przykład Grecji czy Jerozolimy, gdzie doknywały się przełomy w cywilizacji. Blitz nie zapomniał też o zdradliwej sile pieniędzy. Organizacja, którą założył: Club Mediterranee została zarejestrowana jako stowarzyszenie non profit. Oferowała wybór wszelkich atrakcji: uprawianie sportów, wystawne bufety, zabawy itp. W wioskach Club Med pieniądz nie istniał, goście płacili za pobyt z góry, aby na miejscu cieszyć się swobodą, mieć wrażenie, że wszystko jest za darmo. Bez portfeli, bez granic – to bardzo poprawiało samopoczucie i sprawiało, że goście klubu łatwiej nawiązywali nowe kontakty i zawierali przyjaźnie. „Kluby przyciągały ludzi o różnym statusie, młodych, starszych, bogatych i biednych. Znikały bariery społeczne’’-mówił Blitz. Choć w ciągu pierwszych 10 lat istnienia Club Med jedyną reklamą byty trzy artykuły opublikowane w czasopiśmie „Equipe”, oferta Blitza zainteresowała tysiące chętnych. Zadziwiający byt fakt, iż klub przyciągał też wielu zamożnych Francuzów, którzy do tej pory spędzali wakacje w luksusowych hotelach. Blitz zaczął więc szukać możliwości budowy następnych osad. Gilbert Trigano, dostawca armii amerykańskiej, zaopatrywał je w namioty. Nie tylko zaprzyjaźnił się z Blitzem, ale również zaczął mu pomagać w interesach. Z czasem Trigano objął pieczę nad klubem. On, a potem jego syn Serge Trigano byli dyrektorami generalnymi klubu przez 43 lata.
GO czyli miły organizator
Jednym z pierwszych pomysłów Trigano było powołanie GO (gentle organizers, czyli miłych organizatorów). GO są zespołem młodych, utalentowanych gospodarzy wioski, w której pełnili różne funkcje; byli instruktorami sportu, opiekunami dzieci w Mini Club (GO, aby rozbawić malców, przebierali się i sami zamieniali w dzieci), hostessami; pracowali w recepcji albo w butiku, a wieczorami urządzali występy i bawili gości. GO pozostali w Club Med do dziś. Pochodzą z całego świata, znają kilka języków i są otwarci na ludzi innych kultur. Zawsze młodzi, zawsze piękni, co roku zmieniają wioskę, podróżują po całym świeeie. Do ich najważniejszych zalet należy łatwość w nawiązywaniu kontaktów i szacunek dla innych. Klub nie narzuca im sztywnych reguł zachowania, ale po każdym sezonie odrzuca tych, którzy nie wykazali się naturalną uprzejmością, spontanicznością, niechętnie pomagali gościom i nie potrafili wyczuć ich potrzeb. Zadaniem GO jest bowiem sprawić, by GM (czyli mili goście) dobrze się czuli i spędzili fantastyczne wakacje. Blitz i Trigano ustanowili cztery zasady, znane jako cztery tabu, które stworzyły legendę klubu:
- niekorzystanie z pieniędzy
- niestosowanie zwrotów: pan, pani (wszyscy są na ty)
- niezamykanie drzwi na klucz
- nieizolowanie się. Jada się przy 8-osobowych stołach i nie nosi ubrań, poza strojami kąpielowymi i pareo.
Pod ciężarem sukcesu
W 1954 roku liczba członków klubu urosła do 10 tysięcy. Nic dziwnego, że powodowali olbrzymie korki na placu de la Bourse w Paryżu, niedaleko biura Club Med, dokąd regularnie przyjeżdżali na spotkania. Parkowali na chodnikach i godzinami rozmawiali o następnych wakacjach. Po czterech latach działalności Blitz nawet nie wiedział, ile zarabia. Płacił rachunki, ale nie prowadził żadnej księgowości. Dla Gerarda Blitza oraz Gilberta Trigano pieniądze nie miały żadnego znaczenia, aż do sezonu w 1962 roku, kiedy to spółkę dotknął poważny kryzys finansowy. Zabrakło środków nawet na zapłacenie rachunków! Sytuacja była bardzo dziwna. Przecież w tym samym roku Club Med liczył już ponad 70 tysięcy członków, był wręcz przedmiotem kultu. Jego członkowie korzystali z dobrodziejstw dwunastu ośrodków, rozproszonych nad brzegiem Morza Śródziemnego.
W magazynie „Life” ukazał się trzynastostronicowy fotoreportaż, przedstawiający Club Med jako najlepszy pomysł na spędzanie wakacji. Podobny tekst opublikował też „Reader’s Digest”. Do biura na placu de Bourse w Paryżu napływało około 2 tysiące listów dziennie. „Nie mieliśmy nawet maszyny do pisania, teleksu ani telefonu – wspominał Blitz- – To od samego początku była przygoda. Club Med zaczął się dusić pod ciężarem własnego sukcesu
Historyczne spotkanie
Szukając miejsca na nową wioskę na Tahiti, Blitz otrzymat telegram od Gilberta z wynikami rozliczeń finansowych. Brakowało im miliarda franków, nie mogli zapłacić zalegających z poprzedniego roku rachunków. Uznali, że trzeba znaleźć kogoś, kto wyciągnie z długów Club Mediterranee i znajdzie środki finansowe na restrukturyzację. Blitz postanowił spotkać się z miliarderem Edmondem de Rothschildem, który był prawdziwym fanem Club Med. Księgowi Rothschilda kalkulowali przez dwa miesiące, aż w końcu poradzili: „To będzie kosztować pana miliard franków, ale warto wejść do tego interesu”. W ten sposób Blitz uratował klub.
Najpiękniejsze zakątki świata
Dzięki pomocy Rothschilda znów rozpoczęto poszukiwania pięknych dziewiczych miejsc, ustronnych plaż, wysepek i półwyspów pod budowę nowych wiosek. W tamtych czasach ziemia była tania, a chętnych do inwestowania niewielu.Club Med wybierał najlepsze lokalizacje, kupował obszerne tereny będące do dziś jednym z jego największych atutów. Po piętnastu latach istnienia zdecydowano się na podniesienie standardu. Chatki i namioty zamieniono na hotele. Powstawały urocze kompleksy małych bungalowów, utrzymane w lokalnym stylu, tonące w kwiatach i zieleni. Każdy klub posiada wszystkie możliwe atrakcje na miejscu: sprzęt oraz instruktorów najróżniejszych dyscyplin sportowych, baseny, restauracje, bary, Mini Club dla dzieci, teatr, klub nocny, butiki, pralnię itd. Wioski stanowiłą samowystarczalne osady, by goście mogli w nich robić to, na co mają ochotę. Nowe kluby wyrastały nad morzem i w górach. Dziś na sześciu kontynentach jest ich 90.
Amerykańska przygoda
W basenie Morza Śródziemnego wioski Club Med mogły gościć turystów przez cztery miesiące. Tymczasem wioska na Gwadelupie lub na Martynice mogłaby działać przez cały rok, doszli do wniosku organizatorzy i postanowili wkroczyć na rynek amerykański. Blitz poleciał do Stanów Zjednoczonych. Tam poznał prezesa American Express Howarda Clarka, który pod wrażeniem reputacji, jaką cieszył się Club Med, zaproponował Blitzowi utworzenie spółki w zamian za czek na trzy miliony dolarów. Umowa z Clarkiem pozwoliła na założenie pierwszej wioski na Karaibach; wkrótce powstały następne w Meksyku i na Antylach. Club Med z francuskiej spółki przekształcił się w międzynarodową firmę, działającą przez cały rok i przynoszącą regularne zyski.
Kolacja w stroju Versace
Dziś niektóre wioski Club Med są równie luksusowe jak pięciogwiazdkowe hotele. Kiedyś w klubie nie wypadało mieć na sobie innego stroju, niż kostium kąpielowy i pareo, dziś goście noszą najmodniejsze stroje sportowe; wieczorami w restauracjach i barach można podziwiać najnowsze kreacje od Gucciego, Pra-
dy czy Versace. Wielu GM (mitych gości) obawia się, że wraz ze zniknięciem starej dobrej niewygody duch wspólnoty, który łączył ludzi spędzających razem czas i który świadczył o wyjątkowości Club Med, również zaniknie. Nie ma obawy. Nawet jeśli do klubów przyjeżdża dziś więcej dyrektorów niż hipisów, to fakt ten dowodzi jedynie zmiany czasów. – Club Med nie powstał jako dochodowa inwestycja jakiegoś biznesmena ani nie naśladował żadnej wcześniej znanej formy wakacji. Przeciwnie. Byt pionierem, wypromował wiele nowych pomysłów na wakacje (m.in. formułę all inclusive, Mini Club dla dzieci) odpowiadających potrzebom tamtych czasów. Jego sukces polegał po prostu na tym, że ludzie wspaniale się czuli w miejscach, do których przyjeżdżali.
Club Med się zmienia
Club Med jest dziś jedynym znanym na wszystkich kontynentach międzynarodowym organizatorem wakacji. Z jego nowatorskich pomysłów korzystają firmy na całym świecie. Pewien amerykański milioner, zresztą jeden z fanów Club Med, postanowił stworzyć własny, lepszy klub „all inclusive”. Założył na Karaibach luksusową sieć Sandals. Mimo skopiowania niektórych elementów oferty Club Med, nie odniósł sukcesu, na jaki liczył. Sandals trafia wyłącznie w gusty amerykańskie.
Club Med stale dostosowuje swoją ofertę do zmieniającego się świata. Fakt rosnącej tańszej konkurencji przejmującej pomysły i klientów nie zmienił jego idei. Przebogate bufety, wystawne kolacje oraz oferta kilkudziesięciu dyscyplin sportowych nadal przyciągają wielu chętnych. Dziś turyści oczekują wyższego standardu, coraz częściej wybierają krótsze, ale droższe wakacje w odległych zakątkach. Chcą mieć w pigułce wszystko: naturę, kulturę, atrakcje. Więc wioski Club Med stają się coraz elegantsze. W pokojach pojawiły się telefony, TV, sejfy, buduje się sale multimedialne, restauracje serwują dania a la carte.
Jaka będzie przyszłość Club Med? Czy będzie istnieć przez następne 50 lat, czy pozostanie liderem, tym który wprowadza w życie nowe pomysły kopiowane przez innych? Największą siłą Club Med byli i są ludzie, którzy przez wiele lat go tworzyli, utożsamiali się z nim. Dla których klub był pasją i treścią życia. Swym optymizmem zarazili tysiące młodych marzycieli, a oni z czasem stali się częścią tej sielanki.