Powiedzmy sobie szczerze, że z wielkim utęsknieniem oczekiwane wakacje i wspólny rodzinny urlop mogą być cudownym przeżyciem dla dorosłych i dla dzieci, ale też i pasmem udręki ocierającej się o nudę, gdy np. rodzinny grajdoł nad Bałtykiem zaleje padający przez tydzień deszcz. I te nasze biedne pociechy, z „dżdżystych nudów” namiętnie wcinające chipsy, popcorn, lizaki, watę, czy fastfoody i pizzę z całego deptaka… żal patrzeć. Ale stuknijmy się w piersi, czy słoneczna pogoda nie wpędza nas w rodzicielskie wygodnictwo? Wygrzewamy się w słońcu zajęci kolorowymi gazetami, pogaduchą lub grą w karty zerkając czasem na dzieci, którym profilaktycznie zabroniliśmy kąpać się samodzielnie w morzu, bo wiry, prądy, niebezpiecznie. Dawkujemy im jak lekarstwo wspólne pływanie pod pretekstem przeziębienia, zabraniamy grać w piłkę, bo sypią w oczy piachem leniuchom w sąsiednim grajdole… I to już nie chodzi o to, czy jesteśmy nad Bałtykiem czy nad Adnatykiern, chodzi o złe nawyki. Każdy psycholog, socjolog i filozof powie wam, że wypoczynek tez jest sztuką i jakże istotnym elementem tego, co nazywamy stylem życia. Tę sztukę wypoczywania, z wielkim powodzeniem na całym świecie, propaguje niestrudzenie Club Med.
Przypomnijmy, że działający blisko 70 lat Club Med od początku swojego istnienia propaguje formułę aktywnego wypoczynku w bliskim kontakcie z naturą. Kurorty Club Med zwane inaczej wioskami (village) spotkamy dziś w najbardziej malowniczych zakątkach 32 krajów na 6 kontynentach. W każdym klubie, już od pierwszego dnia pobytu poczujemy się rodzinnie. To zasługa G.O. (Gentel Organizer), czyli gospodarzy i animatorów każdej klubowej wioski. Są z nami i jednocześnie dla nas, niestrudzeni w wynajdywaniu nam uciech, atrakcji sportowych, towarzyskich, kulturalnych. Są młodzi, wysportowani, otwarci. Co najważniejsze, z entuzjazmem prowadzą np. aerobic, szlifują tenisowe uderzenia z backhandu czy uczą nas tricków na wakeboardzie. Oni lubią tę pracę. Potrafią swoim zapałem zarazić dzieci do nauki pływania na desce windsurfingowej, rollerbladingu czy też prawdziwego żeglowania. Tak więc goście starsi i młodsi szybko wtapiają się w jedną wielką klubową rodzinę. Nie musimy już rozglądać się z trwogą za naszymi pociechami na plaży. Są cały czas pod doskonałą opieką, z wypiekami na twarzy chwalą nam się przy obiedzie ze swoich postępów w judo czy nurkowaniu. Nie wiadomo kiedy wpadamy w rytm klubowego życia. Odkrywamy w sobie ukryte pasje. Rywalizujemy ze sobą w turnieju koszykówki czy pingponga, startujemy w otwartym turnieju łuczniczym, montujemy międzynarodową załogę na klubowe regaty.
Mijają dwa dni i okazuje się, że wszystkich już znamy, że wielką radość daje nam przebywanie razem na plaży, na wspólnych wypadach krajoznawczych w teren czy przy biesiadnym stole. A że bezlitośnie spalamy kalorie w pełni korzystając z klubowych sportów, to i z czystym sumieniem możemy delektować się smakowitościami francuskiej, greckiej, włoskiej czy chińskiej kuchni. Formuła all inclusive – wszystko w cenie -gwarantuje, że nikt nam nie wylicza ani godzin spędzonych na tenisowym korcie czy na windsurfingu ani butelek wina i talerzy doskonałych potraw. A gdy utrudzone sportami pociechy usypiają po dobrej kolacji, rodzice mogą ruszyć na towarzyskiego drinka, show czy tańce pod gwiaździstym niebem….bo wioski o formule rodzinnej wcale nie oznaczają konfliktu pokoleniowych interesów czy wieczornej ascezy!