fbpx
+48 22 455 38 38
Martynika wakacje osobno czyli razem

Martynika wakacje osobno czyli razem

Kłoś wiele  lat temu we Francji pomyślał o nich i stworzyłwakacyjne kluby dla „singli”- oazy, do których wstęp mają jedynie dorośli, i to najlepiej solo- żadnych rodzin, dzieci, wózków. Przyjeżdżają samotni, czasem pary, grupy przyjaciół, dwie-trzy koleżanki lub koledzy. Chcą się bawić, poznać fajnych ludzi, przeżyć coś wyjątkowego, po prostu spędzić udane wakacje na Martynice

Błękit morza i nieba, soczysta zieleń palm i piaskowe plaże  to kolory Martyniki

Kilka lat temu, po ciężkiej chorobie, mąż zabrał mnie do klubu Les Boucaniers na Martynice, żebym nabrała sił. Nie miałam pojęcia, jaki to klub i kto tam przyieżdża. Wiedziałam tylko, że czeka mnie wspaniałe jedzenie.Ośrodek zajmuje duży przylądek wdzierający się w turkusowe wody Morza Karaibskiego, na którym kiedyś mieściła się plantacja palmkokosowych. Część mieszkalna mieści się w dwupiętrowych bungalowach, każdy w innym, pastelowym kolorze, ukryty w gęstych, tropikalnych krzewach i kwiatach. Dnie i wieczory spędzaliśmy na nartach wodnych lub nurkując. Od pierwszego momentu byłam urzeczona otwartością i serdecznością gości. O organizatorach nie wspomnę, bo bycie uprzejmym i uśmie­chniętym należy do ich pra­cy. Tu jednak mili i bezpo­średni okazali się dosłownie wszyscy.

Restauracja położona była tuż nad brzegiem morza, a wspaniały taras, na którym ustawiono stoły, wisiał wprost nad wodą. Nałożyliśmy peł­ne talerze jedzenia, buszując po bogatym bufecie i mówiąc zwykłe „hallo” usiedliśmy. Wciągnięto nas do rozmo­wy, jak byśmy byli starymi przyjaciółmi. Bez zbędnych pytań, co robimy czy skąd jesteśmy.

Każdy następny posiłek, drink przy barze czy zetknię­cie się z ludzką rasą były po­dobne: rozmowa, rzucenie sympatycznej uwagi, dowcip. Wszędzie natykałam się na rozbawionych młodych ludzi grających w tenisa, w piłkę na plaży, tańczących przy ba­rze. Przypominało to sceny z amerykańskich seriali.

Upłynęło parę dni, zanim zo­rientowałam się, że to nie grupa starych znajomych, a obcy sobie lu­dzie z różnych stron świata. Zaczęłam też zadawać pytania, skąd są, dlaczego tu przyjechali. Nie wypadało pytać, dlaczego są sami, choć można się było tego domyślać. Większość stanowili Amerykanie i Kanadyjczycy  pracoholicy pra­cujący od rana do nocy, którzy u siebie mówią i żyją tylko pracą i sukcesem. Nigdy nie miałabym okazji spotkać tylu maklerów, fi­nansistów czy bankowców z Wall Street, jak właśnie tu, na Martyni­ce  ubranych w szorty, trochę bled­szych i mniej wysportowanych od innych, ale pewnie o stokroć bogat­szych. Byli na luzie, nie opowiada­li o pracy ani nie zadawali dociekli­wych pytań.

„Czy przyjechałeś znaleźć tu tę jedną jedyną?”, zapytałam nietak­townie przystojnego handlowca dużej firmy kanadyjskiej z Mont­realu. „Tego nie mogę wykluczyć”, odparł, „ale wiem, że niewiele ko­biet zniesie codzienną 15 godzin­ną nieobecność, więc wolę wyrwać się kilka razy do roku na pięć dni zabawy. Tu nadrabiam wszystko naraz: sen, świeże powietrze, sport i zabawę. Uwielbiam to, że nie mu­szę być poważny i uważać, co ko­mu mówię”.

Pod koniec pobytu znaliśmy większość gości,  nie wiedziałam jakie mają problemy, ani jacy na­prawdę są, ale świetnie się razem bawiliśmy, tańcząc do świtu w dys­kotece nad brzegiem morza.

Z gitarą na plaży

Kilka lat później doczekałam się tego, że mój mąż nie tylko pracuje po 15 godzin, 7 dni w tygodniu, ale również nie ma czasu na urlop. Zo­stałam więc wiecznie słomianą wdową. Nieraz przypadło mi samej spędzić urlop. W pięknych miej­scach najbardziej boli samotność.

Okropne uczucie. Wokół tulące się pary, rozbawione grupy przyjaciół. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, ale ja bez przerwy myślałam, jak głupio to musi wyglądać: młoda, samotna kobieta w eleganckiej re­stauracji.

Jednakże wówczas kluby dla sin­gli wydawały mi się czymś niedo­rzecznym. Przecież ja nikogo nie szukam! Chcę tylko spędzić waka­cje wśród miłych ludzi, nie musząc samotnie siedzieć przy stoliku.

Będąc w Tunezji pojechałam odwiedzić znajomych na waka­cjach, w typowym klubie dla singli  Jerba la Fidele. Spędziłam wie­czór, jakbym cofnęła się 15 lat. Ko­lacja była na plaży. Długie bufety ustawiono wzdłuż zejścia do morza. Grill, ognisko, wokół luźno ustawione proste ławy oświetlone światłem pochodni. Wszystko oto­czone palmami i morzem. Zamiast „odstawionych” wczasowiczów uśmiechnięte twarze luźno ubranych, bosych ludzi. Piknik na pla­ży kończył pokaz ognia. Organiza­torzy zademonstrowali tańce z po­chodniami, które rzucane wysoko w górę lądowały w rękach innych tancerzy, połykacze ognia gasili ustami ogromne płomienie. Resztę długiego wieczoru spędziliśmy, sie­dząc przy ognisku, ktoś grał na gi­tarze znane piosenki. Spiewaliśmy „Yesterday”, „Woman”. Byliśmy z różnych krajów, z prawie wszyst­kich kontynentów, ale nikt nie mylił słów piosenek Johna Lennona.

W poszukiwaniu księcia

Mam dwie koleżanki w Warsza­wie, które od lat jeżdżą do klubów dla singli. Obie są ładne i zamoż­ne, obracają się w najlepszym towa­rzystwie. Dlaczego jeżdżą same? Dla Ani wyjazd z kimś przekreśla możliwość marzeń, może być przy­krym rozczarowaniem.

„Jeżdżąc sama wiem, że czeka mnie przygoda, nowe znajomości”, tłumaczy. „W klubie czuję się bezpieczna i wśród swoich. To nie miejsce na szybki podryw. W Polsce nie odważyłabym się pójść sama lub nawet z koleżanką na dyskotekę. Do klubu jadę przez pół świata i wiem, że jestem równie bezpieczna, jak w domu”.Agnieszka nie znalazła jeszcze TEGO faceta i nie ukrywa, że go szuka. Podobają jej się dobrze zbudowani, wysportowani mężczyźni o nordyckiej urodzie. „W klubie wspaniale się bawię”, dodaje.„Uwielbiam sport, dobre jedzenie. Tu jest wszystko naturalne. Na zajęciach aquarobicu(gimnastyka w wodzie) ćwiczyliśmy w parach. Obcy chłopak podnosił mnie do góry, na zmianę podnosiliśmy się na plecach, przechodziliśmy pod sobą w wodzie. Przemogłam się, by zaprosić go na drinka, w Polsce nigdy  tego nie zrobiła. Spędziliśmy po prostu miły wieczór,rozmawiając jak starzy przyjaciele”.Czy zdarza się coś więcej? Na pewno, ale nie jest to główny cel przyjazdu. Większość młodych ludzi kupuje połowę dwu osobowego pokoju, tak jest taniej. Wówczas mieszka się z nieznaną osobą tej samej pici w jednym pokoju lub oddzielnych, połączonych wspólną łazienką. Nie ma więc warunków na schadzki, chyba że na plaży. Teren klubu jest zawsze ogrodzony i chroniony przed obcymi. Daje to, zwłaszcza kobietom, poczucie bezpieczeństwa. Agnieszka uważa, że tak naprawdę większość przyjeżdża tu, mając nadzieję na znalezienie kogoś wyjątkowego, księcia z bajki, który przyjechał znaleźć swą księżniczkę. Ile par zaczęło tu wspólne życie? Nikt tego chyba nie wie, ale sam proces poszukiwań w klubie musi być przyjemny, skoro tylu ludzi tu powraca.