Kłoś wiele lat temu we Francji pomyślał o nich i stworzyłwakacyjne kluby dla „singli”- oazy, do których wstęp mają jedynie dorośli, i to najlepiej solo- żadnych rodzin, dzieci, wózków. Przyjeżdżają samotni, czasem pary, grupy przyjaciół, dwie-trzy koleżanki lub koledzy. Chcą się bawić, poznać fajnych ludzi, przeżyć coś wyjątkowego, po prostu spędzić udane wakacje na Martynice
Błękit morza i nieba, soczysta zieleń palm i piaskowe plaże to kolory Martyniki
Kilka lat temu, po ciężkiej chorobie, mąż zabrał mnie do klubu Les Boucaniers na Martynice, żebym nabrała sił. Nie miałam pojęcia, jaki to klub i kto tam przyieżdża. Wiedziałam tylko, że czeka mnie wspaniałe jedzenie.Ośrodek zajmuje duży przylądek wdzierający się w turkusowe wody Morza Karaibskiego, na którym kiedyś mieściła się plantacja palmkokosowych. Część mieszkalna mieści się w dwupiętrowych bungalowach, każdy w innym, pastelowym kolorze, ukryty w gęstych, tropikalnych krzewach i kwiatach. Dnie i wieczory spędzaliśmy na nartach wodnych lub nurkując. Od pierwszego momentu byłam urzeczona otwartością i serdecznością gości. O organizatorach nie wspomnę, bo bycie uprzejmym i uśmiechniętym należy do ich pracy. Tu jednak mili i bezpośredni okazali się dosłownie wszyscy.
Restauracja położona była tuż nad brzegiem morza, a wspaniały taras, na którym ustawiono stoły, wisiał wprost nad wodą. Nałożyliśmy pełne talerze jedzenia, buszując po bogatym bufecie i mówiąc zwykłe „hallo” usiedliśmy. Wciągnięto nas do rozmowy, jak byśmy byli starymi przyjaciółmi. Bez zbędnych pytań, co robimy czy skąd jesteśmy.
Każdy następny posiłek, drink przy barze czy zetknięcie się z ludzką rasą były podobne: rozmowa, rzucenie sympatycznej uwagi, dowcip. Wszędzie natykałam się na rozbawionych młodych ludzi grających w tenisa, w piłkę na plaży, tańczących przy barze. Przypominało to sceny z amerykańskich seriali.
Upłynęło parę dni, zanim zorientowałam się, że to nie grupa starych znajomych, a obcy sobie ludzie z różnych stron świata. Zaczęłam też zadawać pytania, skąd są, dlaczego tu przyjechali. Nie wypadało pytać, dlaczego są sami, choć można się było tego domyślać. Większość stanowili Amerykanie i Kanadyjczycy pracoholicy pracujący od rana do nocy, którzy u siebie mówią i żyją tylko pracą i sukcesem. Nigdy nie miałabym okazji spotkać tylu maklerów, finansistów czy bankowców z Wall Street, jak właśnie tu, na Martynice ubranych w szorty, trochę bledszych i mniej wysportowanych od innych, ale pewnie o stokroć bogatszych. Byli na luzie, nie opowiadali o pracy ani nie zadawali dociekliwych pytań.
„Czy przyjechałeś znaleźć tu tę jedną jedyną?”, zapytałam nietaktownie przystojnego handlowca dużej firmy kanadyjskiej z Montrealu. „Tego nie mogę wykluczyć”, odparł, „ale wiem, że niewiele kobiet zniesie codzienną 15 godzinną nieobecność, więc wolę wyrwać się kilka razy do roku na pięć dni zabawy. Tu nadrabiam wszystko naraz: sen, świeże powietrze, sport i zabawę. Uwielbiam to, że nie muszę być poważny i uważać, co komu mówię”.
Pod koniec pobytu znaliśmy większość gości, nie wiedziałam jakie mają problemy, ani jacy naprawdę są, ale świetnie się razem bawiliśmy, tańcząc do świtu w dyskotece nad brzegiem morza.
Z gitarą na plaży
Kilka lat później doczekałam się tego, że mój mąż nie tylko pracuje po 15 godzin, 7 dni w tygodniu, ale również nie ma czasu na urlop. Zostałam więc wiecznie słomianą wdową. Nieraz przypadło mi samej spędzić urlop. W pięknych miejscach najbardziej boli samotność.
Okropne uczucie. Wokół tulące się pary, rozbawione grupy przyjaciół. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, ale ja bez przerwy myślałam, jak głupio to musi wyglądać: młoda, samotna kobieta w eleganckiej restauracji.
Jednakże wówczas kluby dla singli wydawały mi się czymś niedorzecznym. Przecież ja nikogo nie szukam! Chcę tylko spędzić wakacje wśród miłych ludzi, nie musząc samotnie siedzieć przy stoliku.
Będąc w Tunezji pojechałam odwiedzić znajomych na wakacjach, w typowym klubie dla singli Jerba la Fidele. Spędziłam wieczór, jakbym cofnęła się 15 lat. Kolacja była na plaży. Długie bufety ustawiono wzdłuż zejścia do morza. Grill, ognisko, wokół luźno ustawione proste ławy oświetlone światłem pochodni. Wszystko otoczone palmami i morzem. Zamiast „odstawionych” wczasowiczów uśmiechnięte twarze luźno ubranych, bosych ludzi. Piknik na plaży kończył pokaz ognia. Organizatorzy zademonstrowali tańce z pochodniami, które rzucane wysoko w górę lądowały w rękach innych tancerzy, połykacze ognia gasili ustami ogromne płomienie. Resztę długiego wieczoru spędziliśmy, siedząc przy ognisku, ktoś grał na gitarze znane piosenki. Spiewaliśmy „Yesterday”, „Woman”. Byliśmy z różnych krajów, z prawie wszystkich kontynentów, ale nikt nie mylił słów piosenek Johna Lennona.
W poszukiwaniu księcia
Mam dwie koleżanki w Warszawie, które od lat jeżdżą do klubów dla singli. Obie są ładne i zamożne, obracają się w najlepszym towarzystwie. Dlaczego jeżdżą same? Dla Ani wyjazd z kimś przekreśla możliwość marzeń, może być przykrym rozczarowaniem.
„Jeżdżąc sama wiem, że czeka mnie przygoda, nowe znajomości”, tłumaczy. „W klubie czuję się bezpieczna i wśród swoich. To nie miejsce na szybki podryw. W Polsce nie odważyłabym się pójść sama lub nawet z koleżanką na dyskotekę. Do klubu jadę przez pół świata i wiem, że jestem równie bezpieczna, jak w domu”.Agnieszka nie znalazła jeszcze TEGO faceta i nie ukrywa, że go szuka. Podobają jej się dobrze zbudowani, wysportowani mężczyźni o nordyckiej urodzie. „W klubie wspaniale się bawię”, dodaje.„Uwielbiam sport, dobre jedzenie. Tu jest wszystko naturalne. Na zajęciach aquarobicu(gimnastyka w wodzie) ćwiczyliśmy w parach. Obcy chłopak podnosił mnie do góry, na zmianę podnosiliśmy się na plecach, przechodziliśmy pod sobą w wodzie. Przemogłam się, by zaprosić go na drinka, w Polsce nigdy tego nie zrobiła. Spędziliśmy po prostu miły wieczór,rozmawiając jak starzy przyjaciele”.Czy zdarza się coś więcej? Na pewno, ale nie jest to główny cel przyjazdu. Większość młodych ludzi kupuje połowę dwu osobowego pokoju, tak jest taniej. Wówczas mieszka się z nieznaną osobą tej samej pici w jednym pokoju lub oddzielnych, połączonych wspólną łazienką. Nie ma więc warunków na schadzki, chyba że na plaży. Teren klubu jest zawsze ogrodzony i chroniony przed obcymi. Daje to, zwłaszcza kobietom, poczucie bezpieczeństwa. Agnieszka uważa, że tak naprawdę większość przyjeżdża tu, mając nadzieję na znalezienie kogoś wyjątkowego, księcia z bajki, który przyjechał znaleźć swą księżniczkę. Ile par zaczęło tu wspólne życie? Nikt tego chyba nie wie, ale sam proces poszukiwań w klubie musi być przyjemny, skoro tylu ludzi tu powraca.